Dziś zdecydowałem jednak kupić nową baterię.
Przelotnie będąc w okolicach rynku w poszukiwaniu farby do koszulek zajrzałem do polecanego ostatnio przez koleżankę sklepu-komisu fotograficznego na Odrzańskiej. Niestety nie mieli najtańszych i dobrych, ale mieli tanie i jeszcze lepsze . Po zfinalizowaniu zakupu poszedłem pozwiedzać. Fajne aparaty, rewelacyjne szkła, wszelakie inne akcesoria... Z głupia frant zapytałem, czy nie mają w komisie gripa dla mnie. Pan ożywionym głosem powiedział, że mają. Oryginał. W pudełku. Nówka. Na moje stwierdzenie, że na oryginał to mnie nie stać odparł moje ulubione na dzień dzisiejszy zdanie: "a ile chciałby pan zapłacić?"
Mało oznaczało 100 złotych Głupi jestem, wiem.
Stary. Słaby. Wolny. Nie warto.
Ale teraz ma nową baterię i gripa. I będzie dobrze.
Bo moc i siła, bo wyważony i dodatkowe przyciski.
A że kanciasty i mniej wygodny, że nie taki lekki już, starość nie radość .
Wracałem do samochodu w strugach deszczu, co chwilę uchylając pokrywkę pudełka. Zamykałem ją natychmiast pukając się w czoło- przecież zdążę jeszcze obejrzeć, po co ma moknąć sprzęt i ja. Po kilku krokach znów uchylałem wieczko.. takie tam małe radości. Z folii rozpakowałem dopiero w samochodzie.
Mam gripa.
a to zdjęcie zrobione dzięki temu, że bateria nie padła! E'viva battery grip!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz