niedziela, 13 października 2013

Set Sails


   Dziś rano zapowiadało się że zmoknę. Chmurnie było a nie wiało prawie wcale. Na nabrzeżu byliśmy skoro świt o 9,30 bo tak obwołano zbiórkę na regaty. Właściwie to wstałem jak jeszcze słonka na niebie nie było, a wręcz ciemno że oko wykol. Śniadania zjadłem dwa przez to, bo najpierw sam a potem w towarzystwie. Jak już dotarliśmy, to czekać nam przyszło godzinę prawie na resztę załogi. Czas ten umililiśmy sobie najpierw rozgrzewając się grą we freesby a później zatrzaskując kluczyki w samochodzie.
   Dzięki zapasowi czasu udało się zdążyć na start, a że się rozwiało nawet w końcu do 15 węzłów, pościgaliśmy się fajnie, jak powiedział skipper- technicznie, bo przy słabym wietrze trzeba było się starać. Dwa krótkie wyścigi zrobiliśmy, w przerwie konsumując kanapki i suche prowianty w postaci ciastek.
Nie padało, zafalowanie minimalne, dzięki czemu suchą stopą na pirs wróciłem a nawet słońce pod koniec wyścigu się pokazało.
   Po pływaniu krótkie spotkanie w lokalnym klubie żeglarskim przy guinessie i herbacie z mlekiem. Ze sobą zabraliśmy do naprawy lekko uszkodzonego spinakera i kilka fajnych zdjęć. W domu przepyszny obiad a potem wspólne pichcenie crumbli z jabłkami i śliwkami, orzechami, migdałami i rodzynkami. Do tego duużo cynamonu oczywiście bo cynamon pomaga w regeneracji mięśni, a troszkę jeszcze po czwartkowym body pumpie przypominają o sobie. W zestawie były jeszcze kominek, lody i film. Obejrzeliśmy "Twardzieli", jakby ktoś miał okazję to polecam, choć może kategorie "komedia" i "kryminalny" nie do końca trafiona. Obsada dobra a i historia niezła. Hollywoodzka ale fajna.
   Walczyłem dziś jeszcze z gps-em w telefonie, zresetować się udało, to może zadziała jutro i wreszcie pobiegam z prędkością i dystansem. Pożyczyłem od Kuby kubek (nomen omen) więc na ściance może jakąś parę znajdę do asekuracji. Znów bez jakichś przemyśleń głębszych, ale w końcu wakacje mam i z myślenia zwolniony się czuję. Wypoczywam przecież.
   Aaaa, właśnie, wczoraj wspinałem się pierwszy raz tak naprawdę na tradzie. Kości jeszcze nie osadzałem, na razie zbierałem tylko, ale pierwszy raz na połówkowych linach zaliczyłem. Klify irlandzkie zapraszają, tylko troszkę sprzętu zwieźć i można walczyć. Jest gdzie. Jak się dowiedziałem, jeden z rozdziałów topo okolicznego napisali Polacy, a w skale spotkaliśmy kolegę, który w rzeczonej książeczce wstawia się na fotce na początek rozdziału. 


 Regatowe fotki i wszechobecny bluszcz- tutaj akurat z wczorajszego wspinania na klifach koło Ailwee cave
 Miejscowy klub żeglarski
Desant

czwartek, 10 października 2013

Zielono

No i jesień na całego.
   Słońce rozświetla cudne kolory przebarwionych liści, rozprasza poranne mgły i próbuje jeszcze niezbyt skutecznie przezwyciężyć chłody. Czasem tylko uda się w południe przysiąść w plamie światła i napawać się ostrymi promieniami palącymi przez koszulkę. Od wczoraj urlopuję. Spakowałem lekki plecak i ruszyłem w drogę. Wieczorem nostalgicznie i cicho wypłakała gitara spokojne ballady i wędrówkowe pieśni. Od rana na zielonej wyspie słońce. Pobiegałem trochę i ściankę odwiedziłem lokalną. W ramach związanych z powyższym ciekawostek- zależało mi, żeby bagaż mieć maksymalnie skompresowany a dwie pary butów zajmują trochę miejsca. Buty do biegania mam dopasowane, buty do wspinu też wcale nie za małe. Ogromne zdziwienie i radość odczułem gdy okazało się że jedne mieszczą się w drugich :D. W powrotnej drodze spróbuję jeszcze do środka skarpetki wetknąć ;) Tymczasem w planie jeszcze dziś rower chyba i może wieczorne bieganie z przyjacielem, w niedzielę regaty na oceanie a po weekendzie wspin na irlandzkich klifach. Jeśli się rozwieje to jeszcze na plażę pojedziemy na kite'a. Biegać nad oceanem mi się nie udało, bo gps znów szwankuje a mój wewnętrzny kompas wskazał idealnie najkrótszą drogę w stronę oceanu, która niestety okazała się ślepą uliczką. Czasu było troszkę mało bo ściana czekała, więc wróciłem pod dom, z niewielkimi problemami, bo domki dość podobne na osiedlach tu.
   Nic to, zaraz wsiądę na rower i nad wielką wodę pojadę, wsłuchać się w szum fal, pochłonąć troszkę spokoju tego niewzruszonego i niezależnego od człowieka żywiołu. Po drodze mam plan zahaczyć o ruiny, nadbrzeżny cmentarz i twierdzę. Szkoda trochę, że aparatu nie wziąłem.
   Na panelu było bardzo fajnie, swojsko, jak przyszliśmy to byliśmy sami (dwóch Polaków i kilkumiesięczny szkrab w foteliku), potem zawitała sympatyczna Belgijka, następnie Irlandczyk, kolejny znajomy Polak i jeszcze jeden rudy Irlandczyk. Mała robiła furorę wisząc w foteliku na dwóch karabolach i taśmie i ciesząc się bujaniem. Po wspinie uraczony zostałem świetną wege-zupą po czym odwieziony do domu. Słonko praży ciągle a bateria w lapku pada więc wskakuję na koło, choć troszkę się obawiam tego lewostronnego ruchu. Dziwni ci Rzymianie ;)
Update.
   Jednak na rowerze nie byłem. Wylądowałem na zajęciach z "body pump" i nie da się ukryć że przy ćwiczeniach na nogi musiałem odłożyć hantle na chwilę. Po zajęciach zajrzałem na ściankę pozwiedzać Irlandczyków jeszcze, ale mimo że ludzi było trochę, wspinały się tylko dwie pary. W jednej z nich była poznana rano Belgijka. Po powrocie do domu porelaksowaliśmy się jeszcze przy kabaretach chwilę i usnęliśmy snem strudzonego wędrowca. Rano ciężko było wstać bo nos zmarznięty troszkę, ale zwlokłem się i rozgrzałem dobrym śniadaniem. Teraz już musowo na rower idę. Do plecaka ze skarbami buty wrzucę, to może przystanek na ścianie zrobię, potrawersuję. Klify może jednak w sobotę będą. Trochę nie wieje, więc kite pod znakiem zapytania, ale będzie dobrze. :D
Update II
   Fajnie było porowerować, posiedzieć nad morzem i się powspinać. Na ścianie tym razem poznałem Brazylijczyka, Francuzkę, Amerykankę i Irlandkę. Z tego wszystkiego zapomniałem, że w Irlandii w piątki pracują godzinę krócej i dałem przyjaciołom odpocząć od siebie troszkę... nie za długo.
 Basenik zdaje się że do chrztów w oceanie
Czerwone żagle hookerów z Galway i czerwone róże z nadbrzeżnego cmentarza
Dzikie gąszcze Merlin Park i urocze zakątki centralnego deptaka
Relaks nad oceanem

Wpasowany w krajobraz i tradycję