Dziś rano zapowiadało się że zmoknę. Chmurnie było a nie wiało prawie wcale. Na nabrzeżu byliśmy skoro świt o 9,30 bo tak obwołano zbiórkę na regaty. Właściwie to wstałem jak jeszcze słonka na niebie nie było, a wręcz ciemno że oko wykol. Śniadania zjadłem dwa przez to, bo najpierw sam a potem w towarzystwie. Jak już dotarliśmy, to czekać nam przyszło godzinę prawie na resztę załogi. Czas ten umililiśmy sobie najpierw rozgrzewając się grą we freesby a później zatrzaskując kluczyki w samochodzie.
Dzięki zapasowi czasu udało się zdążyć na start, a że się rozwiało nawet w końcu do 15 węzłów, pościgaliśmy się fajnie, jak powiedział skipper- technicznie, bo przy słabym wietrze trzeba było się starać. Dwa krótkie wyścigi zrobiliśmy, w przerwie konsumując kanapki i suche prowianty w postaci ciastek.
Nie padało, zafalowanie minimalne, dzięki czemu suchą stopą na pirs wróciłem a nawet słońce pod koniec wyścigu się pokazało.
Po pływaniu krótkie spotkanie w lokalnym klubie żeglarskim przy guinessie i herbacie z mlekiem. Ze sobą zabraliśmy do naprawy lekko uszkodzonego spinakera i kilka fajnych zdjęć. W domu przepyszny obiad a potem wspólne pichcenie crumbli z jabłkami i śliwkami, orzechami, migdałami i rodzynkami. Do tego duużo cynamonu oczywiście bo cynamon pomaga w regeneracji mięśni, a troszkę jeszcze po czwartkowym body pumpie przypominają o sobie. W zestawie były jeszcze kominek, lody i film. Obejrzeliśmy "Twardzieli", jakby ktoś miał okazję to polecam, choć może kategorie "komedia" i "kryminalny" nie do końca trafiona. Obsada dobra a i historia niezła. Hollywoodzka ale fajna.
Walczyłem dziś jeszcze z gps-em w telefonie, zresetować się udało, to może zadziała jutro i wreszcie pobiegam z prędkością i dystansem. Pożyczyłem od Kuby kubek (nomen omen) więc na ściance może jakąś parę znajdę do asekuracji. Znów bez jakichś przemyśleń głębszych, ale w końcu wakacje mam i z myślenia zwolniony się czuję. Wypoczywam przecież.
Aaaa, właśnie, wczoraj wspinałem się pierwszy raz tak naprawdę na tradzie. Kości jeszcze nie osadzałem, na razie zbierałem tylko, ale pierwszy raz na połówkowych linach zaliczyłem. Klify irlandzkie zapraszają, tylko troszkę sprzętu zwieźć i można walczyć. Jest gdzie. Jak się dowiedziałem, jeden z rozdziałów topo okolicznego napisali Polacy, a w skale spotkaliśmy kolegę, który w rzeczonej książeczce wstawia się na fotce na początek rozdziału.
Miejscowy klub żeglarski
Desant