poniedziałek, 29 września 2014

Wiara


No to Wam napiszę w końcu o Gdańsku ;)
   Z góry przepraszam jeśli ktoś uważa że wywlekam cudze sprawy tutaj, ale.. to wszystko przez brak wiary w ludzi ;) no i bez konkretów przecież.. i czekałem cały miesiąc na jakiś happy end ;)
   Podróż do Norwegii z Polski odbywa się w moim wypadku kilkuetapowo- Wrocław- Gdańsk- Kristiansand- Vigeland- Ramsland. Do Wrocławia podwożą mnie rodzice, potem polskibus/pociąg, samolot, autobus, autostop/kolega z pracy. Na każdym z tych etapów przygoda jakaś się trafia, człowiek ciekawy, opóźnienie, niesamowity zbieg okoliczności, darmowy przejazd z poczęstunkiem, awaria bądź inne wesołe zdarzenie. Czasu na te przygody wiele bo podróż trwa minimum 14 godzin. Przy ostatnim pobycie w Polsce wymyśliłem że jednak zabiorę auto do Norwegii w związku z czym ominęłyby mnie kolejne wizyty w Gdańsku a jakoś nie było czasu żeby go zwiedzić dokładniej.
Niewiele się zastanawiając postanowiłem zatem pojechać na wybrzeże wcześniej- by być tam wieczorem i spędzić całą noc na gdańskich uliczkach. Umówiłem się jeszcze na spotkanie z koleżanką, ale to nie doszło jakoś do skutku. Wylądowałem zatem na dworcu pkp około 21 z ciężkimi tobołami i niezbyt sprecyzowanym planem włóczęgi. Toboły zostawiłem w automatycznej przechowalni (jako że raz już z niej skorzystałem kiedyś nie było zaskoczeń.. nie to co na dworcu w Kristiansand któregoś razu) a do małego plecaka wcisnąłem trochę jedzenia, aparat, puchówkę i kilka drobiazgów podręcznych. Właściwie ochotę miałem na towarzystwo. Tutaj chyba wtrącić muszę że jako iż poznawać ludzi lubię, nie stronię przed jakąkolwiek okazją do tego i kiedyś wygrałem w konkursie weekend w Krakowie oraz roczny abonament na sympatycznym portalu randkowym. W pierwszym odruchu zatem odpaliłem aplikację odpowiednią i zaczepiłem parę osób (płci przeciwnej, żeby nie było) z nikłą nadzieją na jakiś fajny kontakt. Oczywiście nic z tego nie wyszło, ale odkryłem zabawną rzecz- mianowicie w apce na smartphona można było włączyć gps i na mapie zobaczyć gdzie są inni zlokalizowani użytkownicy. Nawet był tam jakiś tryb używający kamery i podejrzewam że miało to działać jak sławetne okulary google- pokazywać w tłumie kto na imprezie jest singlem jeszcze.. czego to ludzie nie wymyślą :D Pewnie i tak nie działa :D. Tak sobie łaziłem więc po uliczkach bawiąc się najpierw telefonem, potem podziwiając starówkę a w końcu robiąc zdjęcia. Żeby nie było za dobrze, oczywiście statywu nie miałem a bez niego mój aparat nie współpracuje nocą. Trzeba się przed nim kłaść, błagać na kolanach, polerować bruk różnymi częściami ciała a i tak nie wiadomo jakie będą efekty. Nie wiem czy pamiętacie jak wysiadywałem na rynku wrocławskim pod Fredrą i liczyłem warkoczyki? To ten czerwcowy tegoroczny wpis, jeśli ktoś nie pamięta. Tym razem nie liczyłem warkoczyków ale uśmiechałem się do fajnych dziewczyn i cieszyłem z nieśmiałych odpowiedzi. No i panie z parasolkami też były. Pierwsza mnie zaczepiła ale o mało języka nie połamała na słowie striptease :) Podziękowałem grzecznie i poszedłem dalej. Druga nic nie mówiła ale zakaszlała głośno i przemknęło mi przez myśl że przy tak postępującej degradacji (pierwsza, delikatnie, mało rozgarnięta, druga chora) muszę uciekać przed kolejną bo może być strasznie. Oczywiście był to taki żarcik wewnętrzny (nietaktowny, to fakt) i z ciekawością szedłem dalej. Trzecia pani z parasolką z daleka wyglądała jakby miała fryzurę czarownicy. Uśmiech mi się zabłąkał na usta ze względu na trafność przewidywań ale gdy zbliżyłem się, okazało się że jest całkiem fajnie. Fryzura była w planowym nieładzie a generalnie nie rzucała się w oczy bo pani była ładna. Na dodatek potrafiła przemawiać ludzkim głosem i to jakim. Jak usłyszałem ten miły, delikatny i ciepły głos to mi się prawie nogi ugięły ;) I słowa były sensowne, i ludzkie.. W każdym razie wdałem się w bardzo miłą rozmowę- w końcu nie spieszyło mi się a pani również chyba nagabywania miała troszkę dość. Co prawda pracę wykonywała sumiennie i zapraszała bardzo serdecznie ale w końcu pożegnałem się i poszedłem dalej. Jeszcze jedna pani z parasolką mi się trafiła, sympatyczna i konkretna. Też jej (mam nadzieję) i sobie (z pewnością) trochę czas umiliłem, po czym posnułem się ku kanałowi w oczekiwaniu na opustoszenie ulic dla lepszych ujęć. Co jakiś czas oczywiście bruk polerowałem z aparatem. W końcu dość miałem i stwierdziłem że czas najwyższy odebrać torbę, wskoczyć w nocny autobus i wypocząć na lotnisku chociaż trochę. Była może pierwsza w nocy. W drodze powrotnej minąłem jeszcze raz tę najmniej rozgarniętą parasolkę (numer jeden) i okazało się że też da się z nią pogadać. Trochę zabawny był widok zastanowienia na jej twarzy jak czytała napis na mojej koszulce... aaa, fajne koszulki znalazłem i zakupiłem. Polecam. Ta mocno frapująca koleżankę z parasolką wyglądała tak- prawda że fajna?

   Jak już doczłapałem na dworzec (a dokładniej pod mcdonalda) natknąłem się na idącą z naprzeciwka zapłakaną dziewczynę. Całkiem ładną, czarnowłosą (ale nie przysięgnę), pociągającą nosem kupkę nieszczęścia. Oczywiście zapytałem czy nie trzeba jej pomóc, na co poprosiła o papierosa. Akurat tym służyć nie mogłem, zatem poprosiła żebym ją odprowadził do jakiegoś nocnego gdzie papierosy można nabyć drogą kupna (nie, ona się tak nie wyraziła ;)). Podczas drogi porozmawialiśmy trochę. Generalnie scenariusz jak z filmu ;) Chłopak ją rzucił właśnie, dla koleżanki z pracy, szefowa jej dała parę dni wolnego na odreagowanie, chce wrócić do mamy do Świnoujścia ale musi czekać aż banki otworzą bo ma kasę na koncie oszczędnościowym i nie może płacić z niego kartą a gotówki ma tyle co na papierosy. Trochę jeszcze opowiadała- że właśnie jej się zaczęło układać, że pracę lepszą znalazła i takie tam. Niestety stwierdziłem że straciłem wiarę w ludzi bo cały czas mi się wydawało że to jakaś ściema jest. Jak tak gadaliśmy to przyszedł do niej sms od szefowej czy czegoś nie potrzebuje ale nie mogła odpisać bo nic na koncie nie miała (generalnie, znaczy, odpisała i nawet nie zauważyła chyba że się nie wysłało). Spłakana i zasmarkana była poza tym, chciała mi przeczytać smsa od tego swojego faceta, pokazywała mi go nawet. Tych wiadomości, jeśli na jeden rzut oka mogę oceniać, mało było podejrzanie, a i telefon jej wypadł ale jakoś tak nieporadnie, teatralnie trochę, jakby na efekt obliczona poza, na wzbudzenie litości i powiem Wam że ciągle się macałem po portfelu- czy go jeszcze mam. Ale generalnie sympatycznie było bardzo. Połaziliśmy, pogadaliśmy, przytuliłem ją kilka razy żeby się nie trzęsła a i puchówka się przydała bo chłodno się zrobiło. Jak nosiło nas po uliczkach to minęliśmy panią z parasolką i głosem (czyli numer trzy). Pozdrowiłem ją z uśmiechem, odpowiedziała tym samym a moja towarzyszka mocno się zdziwiła bo jej też opowiadałem trochę i nic nie mówiłem o ulicznych znajomościach. Za to mówiłem że lubię poznawać ludzi i z nimi rozmawiać co szybko przypomniałem i się wytłumaczyłem :D Namawiała mnie żebym został, bo nie chce czekać sama na ten bank. Dużo historii. O zwierzakach swoich, o tacie co jej spadek zostawił, poszła gdzieś do toalety i zostawiła mi swoją torebkę- dla wzbudzenia zaufania pewnie, a jak siedzieliśmy na przystanku to strasznie się pryskała jakąś perfumą co na mój nos nie pachniała wcale. Wypytywała o Norwegię, stwierdziła że kupi mi bilet na następny samolot żebym tylko został, a potem że jakby miała teraz dostęp do kasy swojej to by ze mną poleciała. A w międzyczasie moja wyobraźnia szalała. Jak poszła do toalety to może zakosiła mi portfel i poszła skopiować karty, perfumy to feromony, nawet jak mnie gumą poczęstowała to odmówiłem- odruchowo, bo po prostu nie miałem ochoty i dużo rozmawialiśmy to co będę za przeżuwacza robił, ale potem mi się wykluł pomysł że to mogły być jakieś dragi. Jak już mi wyobraźnia na ten tor wskoczyła to w końcu wymyśliłem że na pewno się na mnie nastawili jak tę lokalizację w sympatii włączyłem bo oni tak polują. A gadało nam się świetnie.. po danych z profilu pewnie można sformatować taką rozmowę trochę :D No i nie mówcie że nie filmowa intryga ;)
W każdym razie ostatni autobus miałem o czwartej więc do tej pory spacerowaliśmy i gadaliśmy. Mam nadzieję że jej pomogłem- jeśli to nie była ściema to wsparciem i obecnością, a jeśli była to faktem że są faceci którzy naprawdę tylko chcą pomóc a nie wykorzystać sytuację żeby.. wykorzystać sytuację ;) Bo dało się, zdecydowanie.
Zostawiłem jej mój numer bo swojego nie pamiętała a nie mogła do mnie zadzwonić bo nic na koncie przecież nie miała,zaprosiłem do Norwegii i ciekaw byłem czy się odezwie. Pożegnałem się i pojechałem. No i gdyby się odezwała to na pewno bym Wam tej historii nie opowiadał :D
   Aaa jeszcze na sam koniec coś opowiadała o oszustach co naciągają, jakoś tak nieśmiało, jakby chciała wysondować albo delikatnie dać do zrozumienia coś. A jak jej podnosiłem głowę żeby popatrzyła na mnie to mówiła że nie może..patrzeć mi w oczy chyba... tak to zrozumiałem.
No i potem długo zastanawiałem się co mi zginęło czego nie zauważyłem :D konto co jakiś czas sprawdzałem i w ogóle.. brak wiary w ludzi.
Nawet ja.
Ech.
A jakby zadzwoniła to może bym tę wiarę jednak odzyskał... w każdym razie lokalizację wyłączyłem zaraz w autobusie na lotnisko i chyba nie włączę już :D
A żeby nie  było, to dużo się do siebie uśmiechaliśmy i naprawdę ją polubiłem. I jakbym ją spotkał to bym ją lubił nadal bo nawet taki wkręt to mistrzostwo :) a jakoś przed pożegnaniem wcisnęła mi w usta gumę.
   Całkiem zwykłą o ile mogę ocenić :)








A to jeszcze jedna koszulka.. czasem ubieram ją z dumą po pracy

sobota, 27 września 2014

Refleksja


   Kilka dni temu biegłem piękną ścieżką, moją ulubioną ostatnio. Przemoknięty byłem od pasa w dół a w butach wody po kostki bo w trekach biegałem ze względu na deszcz. Mój błąd ;) Motywacji już nie miałem, słuchałem sobie lekcji norweskiego i nagle naszła mnie taka refleksja o spełnieniu marzenia. Wtorek to był, ręce trochę pamiętały jeszcze poniedziałkowe wspinanie i sobotnią pracę przy wyrębie lasu. Tak klimatycznie, siekierą. Frajdę miałem całkiem dużą przy takim niecodziennym zadaniu choć pęcherze jakieś się pojawiły nawet. Dzicz, samotne machanie toporem wśród skał, piękna pogoda i wiatr.
   Wracając do refleksji- ścieżka wzdłuż wybrzeża biegła, wiła się między wzgórzami czasem, odsłaniała co chwilę urocze zakątki w sam raz do wyczekiwania wschodu słońca albo wieczoru przy ognisku. Surowo i malowniczo. Te moje spracowane dłonie, wiatr, morze, skały, chłosta odebrana przed chwilą od natury, dawały mi wielką radość. Stanął mi przed oczami mój ukochany kiedyś komiksowy bohater. Właściwie chyba wszystkie moje pasje miały zaczątek w tej lekturze. Wspinaczka jako świadectwo jakiejś niesamowitej wytrzymałości i zwinności, łucznictwo, żeglarstwo, muzykowanie, nawet ciągoty do rysunku a później fotografii zakiełkowały w moim małym pudełku marzeń podczas pochłaniania kolejnych zeszytów niesamowitych historii o prostym rybaku z północy. Może też to utrwaliło moje, jakie by nie były, zasady moralne.. Może dlatego właśnie kocham drewno i uwielbiam haftowane, ludowe detale prostych ubrań. No i Aaricia ;) Bo chyba domyśliliście się że o Thorgala chodziło :D Teraz na każdym kroku dostrzegam obrazki z tego świata. Wąwozy, samotne, powykręcane drzewa, wszechobecne łodzie,  podejście ludzi z północy do wychowania dzieci(nauka życia a nie wiedzy książkowej w szkole, przyzwyczajanie od małego do samodzielności, spacery w trudną pogodę od przedszkola) i do siebie (nie ma złej pogody- jest złe ubranie) i to drewno wszędzie..
   Trochę mnie zdziwiło że ten pociąg był taki nieświadomy, że nie potrafiłem powiązać tego co lubię, co mi się podoba, z miejscem na świecie w którym chcę być. Jakieś przebłyski miałem, ale bardzo nieśmiałe. Może po prostu nie wierzyłem że takie miejsce jeszcze istnieje :)
   Tymczasem zaniedbałem się trochę- historii kilka już pewnie zdążyłem zapomnieć, ciekawe (albo i nie) spostrzeżenia umykają niezapisane i nawet facebookowe zabawy mnie nie ciągnęły za bardzo.. Swoją drogą o ulubionych książkach napewno napiszę bo to fajne jest i cieszę się że kogoś mogło zainteresować moje zdanie. Dzięki Justyna ;)
Kilka razy zdarzyło się tak że miałem ochotę coś napisać więc wyciągałem z plecaka kalendarz z ostatnich mikołajkowych prezentów (bardzo dobrze mi służy i zawsze mam dla niego miejsce) i skrobałem, nawet czasem kilka stron. Oczywiście potem już, gdy emocje odpływały zapominałem albo stwierdzałem że bazgroły te są do niczego, ale sam fakt pisania bywał całkiem fajny. Jedna z przygód oczekiwała dalszego ciągu ale chyba już się nie doczeka.. może i dobrze bo miałem złe przeczucia :D ale o tym za chwilę.
Z wieści bieżących na ściance kolega potwierdził formalnie że potrafię asekurować i wyrobił mi kartę potrzebną tutaj na panelach (choć ponoć nie niezbędną) zwaną brattkort. Wypełniłem niezbędne formularze, zapłaciłem i czekam aż mi przyślą. Jakoś nie mogę się wybrać żeby w banku wyrobić konto norweskie bo ciągle w pracy jestem, a to potrzebne do dostępu do portalu podatkowego jest, więc trzeba będzie. Nici też wyjdą z planu by przyjechać tu polskim samochodem bo według przepisów celnych mogę jakiś niezmiernie krótki czas na polskich blachach jeździć jeśli tu pracuję i jestem singlem.
Jeszcze muszę załatwić identyfikatory budowlane dla siebie i kolegów, bo takie tu wymogi w pracy, więc portfel spuchnie w plastikowe prostokąciki. Miałem zamiar dziś uciec w góry ale wczoraj wieczorem upiekłem batony muesli w ramach suchego prowiantu i się niestety okazały niejadalne :D Człowiek uczy się całe życie. Dziś kupiłem produkty do wznowienia produkcji ale cały wieczór książkę czytałem więc nici z pieczenia. W poprzedni weekend byłem oglądać okoliczne skały bo dostałem topo od kolegi poznanego na ścianie w Mandal. Przy okazji trafiłem na cudowną zatoczkę w sam raz do biwakowania (z resztą kilka namiotów tam stało), z toaletą nawet, lasem całkiem jak z harcerskich obozów i plażą. Norweskie namioty wyglądają jak tipi. Ciekawe jak jest w środku. Ja przywiozłem pożyczoną od Piotrka norkę gore-texową ale jeszcze nie było okazji wypróbować. Wczoraj wracając z Mandal widziałem rowerzystkę która zapakowała sprzęt biwakowy i ruszyła w trasę. Dziś jadąc do pracy znów ją minąłem (20 kilometrów dalej). Chyba wybierałą się na naszą latarnię. Fajny pomysł w sumie tak popedałować z domem w plecaku. Koniecznie muszę sobie tu jakiś rower znaleźć. A z planowanych zastosowań namiotu jeszcze chciałem wyleźć na te najbardziej znane miejscówki norweskie takie jak preikestolen czy kjerag i tam przenocować przy okazji robiąc jakieś fajne zdjęcia. Plan jest tylko batony mi się spaliły ;) Następne się udadzą. Jutro.
Aaa z niemiłych niespodzianek to transfer w modemie mi się skończył i przez parę dni będzie zamulało a dysk z archiwum zdjęciowym mi padł. Mam nadzieję że się uda odzyskać te wszystkie fotki.