czwartek, 7 lutego 2013

Norwegian wood


   Rano poszedłem znów się narąbać. Gdy w watowanej kurtce ciąłem kłody w kącie koło drewnianego kajaka czułem się jak.. w Norwegii. Lekki mróz szczypał w policzki a aromatyczne wióry sypały się na buty. A gdy było już troszkę cieplej i w czapce-dokerce i spodniach dresowych zacząłem machać toporem, dosłownie poczułem, jak fiordy mnie w tyłek podszczypują.

   Później rodzice odżyli i mama wyekspediowała mnie po zakupy.
Można powiedzieć, że ludzie ludziom zgotowali ten los


Pączki serowe obtaczane w cynamonie i cukrze waniliowym.
Takie prosto z patelni, gorące, pachnące, rumiane i chrupiące.
Nie dało się zjeść mało. Na szczęście były niezbyt duże.

   W związku z tą rozpustą musiałem iść pobiegać. Zrobiłem całkiem sympatyczną rundkę wokół Sulikowa, nie skręciłem nogi po ciemku ale po lesie mało biegałem. Czarny las oprószony na biało ma swój urok. Wąskie, znane od lat ścieżki. Nawet słuchawki zdjąłem, żeby słuchać skrzypienia śniegu. Z nieba leciały duże, puszyste i zimne płatki, śmiesznie łaskoczące w nos.
Przebiegłem kawałek kopalnianymi drogami i wróciłem na oświetlone szlaki. Pusto na ulicach i spokojnie. Po zgiełku Wrocławia miło wrócić na stare śmieci.

   W międzyczasie (między rąbaniem a bieganiem) korzystając z wielkiego ekranu w salonie nadrobiłem zaległości kulturalne. "Samsarę" zobaczyłem nieco nieuważnie, Bonda nowego drugi raz (dla towarzystwa) i "Whisky dla Aniołów" (gorąco polecam). Tato długo się zastanawiał, w jakim języku mówią w tym filmie
  bo akcja dzieje się w Glasgow. Klimatyczny akcent mają szkoci, Aye?
Love Irn-Bru  
Jeszcze "Niemożliwe" obejrzeliśmy patrząc czasem przez palce, bo troszkę czuli jesteśmy na krzywdę ludzką, a dość naturalistycznie oddana została. Film jednakże również wart zobaczenia.

To co, organizujemy jakiś maraton filmowy?  Kto robi sernik?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz