niedziela, 20 kwietnia 2014

Piaszczysta

"Na piaszczystej drodze
Chlodny we wlosach wiatr..."
   Zaczęło się od ślimaków. Najpierw minąłem jednego który wychynął z traw na mokry asfalt, potem kolejnego, następnie dwa malutkie... przestałem liczyć ale zauważałem ich trud. Niektóre wyglądały jakby dopiero ruszyły po tym równym acz niebezpiecznym szlaku, inne jakby zrezygnowane zawróciły, były też dzielne na samym środku jezdni i takie chowające już skorupkę po drugiej stronie. Brave ones. Przypomniały mi zdjęcie z zeszłorocznej wyprawy w kotlinę kłodzką z Chorwatami (22.06.2013). Ślimaka wspinającego się po zboczu. I "Ślimaka na zboczu" Strugackich też przypomniałem sobie, a po linii literatury cytat, że "każdy głupi wie, że nie ma ślimaków i ślimakowych. Są tylko zgniłe liście." Lubię Jaskra, Yarpena... "dzięki za milczenie, Geralt"...Ech, Essi. Biegłem sobie dziś po piaszczystej. Trzeci dzień z rzędu 12 km. Chłodno, na języku jakaś świeżość, może wspomnienie wczorajszych mojito virgin, zgryzanej cytryny, listków mięty i kruszonego lodu. Jeszcze 3 kilometry do domu ale zwolniłem bo tam pewnie leje się poniedziałkowo, gwar, pisk i rozgardiasz. Wesoło ale pewnie znów nic bym nie napisał. O ślimaczej drodze. O kawałku całkiem równym, twardym ale niebezpiecznym, odkrytym i obcym. Właśnie minąłem trzy ślamazary wspięte na przydrożny badyl metr od ziemi. Patrzą na drugą stronę może ;) Na "cel na końcu drogi"... Zimno trochę tu jak się nie przebiera nóżkami a przed bieganiem rozpaliłem w kominku. Pachnie wiosna a fajna blondynka śpiewała przed chwilą do ucha "I'll find someone like you". Teraz za to "I knew you were trouble" :) Samo się nie przebiegnie, i nie mam tu na myśli tych ostatnich trzech kilometrów. Dzień dobry wszystkim :D
Update.
   Dopadli mnie jak tylko wszedłem. Wyglądało że śpią jeszcze wszyscy, kominek się dopalał... a za rogiem krasnale z karabinami ;) ech. 
   Jak wreszcie doczłapałem po biegu pod prysznic to okazał się tak spreparowany że niespodzianie wystrzelił mi fontanną zimnej wody prosto w twarz. Cały ręcznik mokry. Wróg nie śpi. Z taką rodziną trzeba się strzec.
   Wczoraj naprawiłem kajak i pływaliśmy po jeziorze. Pogoda była cudna. Opchałem się mazurka, choć nie kajmakowego, i piaskowej babki od Cioci Wiesi. Skończyłem jedną książkę, zacząłem drugą. Na dodatek grillowaliśmy więc karkówka, cukinia i pievzarki :) Ekstaza. Dzieciakom zorganizowaliśmy poszukiwania zającowych pisanek, a swoją drogą przekicały dwa zające przez ogród wzdłuż brzegu, jak na zawołanie.