wtorek, 20 listopada 2012

Praca.


   Dwugodzinny jogging przerywany rozmowami z miłymi Ostrowiankami zaowocował odkryciem basenu, szkoły tańca, dwóch sal kinowych i malowniczego aresztu śledczego . Basen już odwiedziłem, na taniec pewnie w środę i poniedziałek (o ile znajdę jakąś parę) kino zostawiam sobie na awaryjne sytuacje (np jakbym nogę złamał) a areszt mam nadzieję podziwiać tylko z zewnątrz. Zdjęcie przedstawia moje obecne miejsce pracy  1300m2, basen, stajnie, zimno... bardzo, i daleko od jakiejkolwiek ścianki. Telefon mi się zepsuł. Wesoło.

wtorek, 13 listopada 2012

Rosa.


   Mam mieszane uczucia związane z porannym wstawaniem. Kojarzy mi się z rozpoczęciem kolejnej przygody. Z początkiem coweekendowej włóczęgi. Z oczekiwaniem o szóstej rano, z pełnym plecakiem, na dworcu, na niedługie spotkanie z przyjaciółmi. Z zapowiedzią odkrywania nowych cudów świata wokoło. Chłonięcia krajobrazów. Długo wyczekiwanego deptania szlaku. 

   Z drugiej strony, niestety, z kieratem.
Ranek dziś był bardzo słoneczny. Słońce wyzłacało pożółkłe liście i srebrzyło rosę na trawach. Dziesięć minut szurania butami liści w parku potrafi w taką pogodę kompletnie zmienić nastrój. Dobrze mieć czasem chwilę na szuranie w liściach. Dobrze móc nie musieć, i dobrze mieć ze sobą muzykę. W uszach albo w głowie.

sobota, 10 listopada 2012

Cebula


   Sposób ubierania się "na cebulę" znany jest i praktykowany przez turystów nie od dzisiaj. Może mniej wygodny w zakładaniu (chwilę zajmuje wciśnięcie się w kolejne warstwy) ale procentuje wygodą i uniwersalnością podczas aktywności. Obecnie tkaniny techniczne pozwoliły cudów dokonać i zestaw ubrań, który można zabrać na pustynię, i na Alaskę, waży i zajmuje relatywnie mało miejsca. Za to kosztuje dość sporo, szczególnie, jeśli nie chcemy rezygnować z trwałych materiałów, na rzecz zamienników.

Ostatnio zacząłem szukać kurtki zewnętrznej do mojego zestawu, bo, oczywiście, chytry dwa razy płaci, i mam już tanich, cieknących kurtek ze trzy. Na budowę
.

Zacząłem research od internetu, później wyprawa po sklepach outdoorowych (bo sezon na te kurtki (sic!) teoretycznie minął, więc wyprzedaże..).
Jako, że sezon minął, to i wybór niewielki. Ceny za porządny gore-tex od 1200 w górę. Znalazłem fajnego packlite'a (taka najlżejsza i świetnie oddychająca odmiana gore do kurtek szturmowych) za jedyne 800 a w promocji w innym sklepie nawet za 660zł.
(o taka: http://outdoorpro.pl/produkty/kurtki_wodoodporne/182/marmot_minimalist_jacket_lekka_i_wygodna_kurtka_meska_gore_tex_paclite_dla_milosnikow_outdooru/2637.html)
Przymierzyłem. Fajna. Jedyny mankament to fakt, że ten materiał jest mniej odporny ma mechaniczne uszkodzenia, a moje ubrania niestety zużywają się w zastraszającym tempie. Poza tym plan był na kurtkę w góry, w śnieg, na wspin, do miasta i najlepiej żeby sama plecak nosiła

.
Pozostał jedyny sprawdzony sposób na ubrania tanie i niezniszczalne. The Navy is here!

Amerykanie zaprojektowali dla swoich żołnierzy system ECWCS, opierający się na wspomnianych na początku założeniach, wykonany z nowoczesnych materiałów, trwały i dość tani. Dla niektórych mankamentem pewnie może być militarna kolorystyka. Mi nie przeszkadza.

System (o ile dobrze rozkminiłem) składa się z kilku używanych zamiennie, lub łącznie warstw, a mianowicie:

1.cienka bielizna poliestrowa (w cywilu tzw termoaktywna)- komplet
2.nieco grubsza bielizna z cienkiego polaru- komplet
3.polaru chyba gdzieś koło setki- kurtka
4.wiatrówki- kurtka
5.softshella- kurtka i spodnie
6.gore-texu- kurtka i spodnie
7.Puchówki- kurtka i spodnie(właściwie z primaloftu zakładane na wierzch podczas postojów)

zestawy proponowane przez armię w instrukcji w zależności od temperatury, wilgotności i aktywności:
ACTIVE
1+2+5
1+4+5(spodnie)
1+5
1+2+3+5

STATIC
1+3+5
1+2(bez spodni)+6
2+5+7(bez spodni)
1+2+3+5+7
(link do instrukcji http://pl.scribd.com/doc/49929646/ECWCS-III-GEN)

Właściwie, okazało się, że po pominięciu levelu7 (na Alaskę niestety się nie wybieram narazie) od biedy wszystko mam. Braki główne to rzeczona kurtka, w następnej kolejności spodnie gore (kiedyś miałem, ale ktoś mi zutylizował chyba), spodnie softshell i podmiana polaru na sweter puchowy. Kurtka softshellowa o wymianę piszczy, ale póki działa, to działa. Z wiatrówki rezygnuję.

Tymczasowo na narty jakieś spodnie mam, ale jakby ktoś widział fajne spodnie z gore-texu o technicznym kroju, i najlepiej czerwone, to proszę o znaksygnał (hehe o ile ktokolwiek doczytał aż do tego miejsca
  )
Wytrwałych pozdrawiam serdecznie 

środa, 7 listopada 2012

Pokochaj drogę.


   Wygląda na to, że lubię wtorkowe wieczory. 
Trochę nie lubię spadającego łańcucha, za to skórzane rękawiczki (nie, nie z mamuta) na rowerze spisują się świetnie. 
Wrzuciłem do zena nową porcję muzyki- trochę fajnej salsy, reaggetonu i libertango w 9 wersjach. Energetycznie. Do tego stopnia, że wspinałem się również ze słuchawkami na uszach. 
Z jednej strony takie odcięcie się od bodźców zewnętrznych pozwala skupić się na celu ( cytaty znad biurka?- "Tu i Teraz" i "Wstań i Biegnij") z drugiej ta muzyka i koło na wrocławskim bruku pomaga "Pokochać drogę"  co prawda dosłownie, ale od czegoś trzeba zacząć. 

   Moje umiejętności taneczne niestety nie są powalające. Powiedzmy, że "ujdą w tłumie". Pracuję nad tym. Może mało intensywnie, ale niestrudzenie. Czasem tylko zapomnę się na ścianie, albo kolega/ koleżanka namówi, żeby zostać dłużej. Dzisiejszym problemem na salsie był brak tłumu. 
Jak wszedłem na zajęcia, myślałem, że jakiś ważny mecz dzisiaj, bo nie było ani jednego chłopaka. Dziewczyn czekało 6, lekko licząc.  Z każdym otwarciem drzwi miałem nadzieję, że ktoś przełamie mój monopol na płeć, i za trzecim, czy czwartym razem się nie zawiodłem  Koniec końców, było nas chyba czterech na przynajmniej dwa razy tyle dziewcząt. Dobrze, że to ma być zabawa. Bez większego spinu i jakoś poszło. Bachata wciąż oblegana, ludzi coraz więcej na zajęciach, tu również dzisiaj Pań było więcej, ale to już tradycyjnie (na Cubanie ostatnio przeważali Panowie)

   Wracając do domu pogwizdywałem znowu. Ponoć to niekulturalne jest, ale jak mam dobry humor, to coś mi gra w środku, i się wyrywa. Krótko pogwizdywałem, bo dogoniłem koleżankę, z którą pokonałem połowę drogi miło konwersując. Jak tylko ją pożegnałem, o mało nie wpadłem pod samochód, przejeżdżając przez pasy (dobra, na czerwonym) bo mi znowu spadł łańcuch. 
Jutro coś z tym zrobię.