piątek, 20 kwietnia 2012

Gapa.


   Wychodząc w rejs wszystkie troski zostawiam na brzegu. 
Banał. Fakt. Zostaje zawsze cowieczorna nostalgia kapiąca w kubryku ze strun prosto w pudło gitary. 
Takie oderwanie od ciążących na sercu/głowie/portfelu spraw odświeża. Daje wytchnienie. Resetuje. 
Wynika to pewnie głównie z konieczności skupienia na "Tu i Teraz",zaabsorbowaniu wykonywanymi czynnościami. Błędy drogo kosztują.
   Przy wspinaczce jest podobnie. Co prawda wyprawa "na górę" trwa minuty a nie tygodnie, ale aplikowana regularnie działa. Uzależnia. Przecież sport to zdrowie.
Efekt jest niezbyt trwały, za to silny.
   Wczoraj w pracy, zauważyłem murek. Stary. Rudy. Większość cegieł zdrowa, spoiny częściowo puste. Idealny. Po południu grzał się w promieniach wiosennego słońca. Kłuł mnie w oczy. Znosząc narzędzia po skończonym dniu zatrzymałem się przy nim. Odniosłem narzędzia pod bagażnik. Wróciłem i oparłem się o ciepłe i chropowate cegły. Zdjąłem kurtkę i chwyt za chwytem wszedłem i zszedłem. Wsiadłem do samochodu i pojechałem do domu.
Narzędzia zostały.
   Następnym razem zmienię buty na rude. Przecież jeżdzą na tylnym siedzeniu.