sobota, 27 października 2012

Sobotni wieczór.


   Pogoda urocza. Zimno, mokro, ślisko, paskudnie, wieje, zacina i nie chce się z ciepłego wychodzić.
Skoro już i tak trzeba wyjść, to z pożytkiem.

   Po drodze od siostry, zajechałem na basen. Jakoś ostatnio zaniedbałem ten przybytek na rzecz roweru, ale aura nie sprzyja kołowaniu, więc na stare śmiecie przywiało. Kolejka jedna na trzy osoby, pozostałe kasjerki uśmiechają się zachęcająco. Wewnątrz całe rzędy szafek puste, przebieralnie wolne, słowem raj. Nawet mydło w podajnikach było! Na czterech torach było nas raptem dwie osoby. Puchy!
   Może fajniej by było, jakby drugą osobą była urocza blondynka, ale pewnie urocze blondynki mają ciekawsze rzeczy do zrobienia w sobotni wieczór, niż pływanie. Pewnie dlatego głównie, że są urocze.
Klimacik był przyjemny, nad wodą unosił się opar podświetlony delikatnym blaskiem reflektorów, woda kojąco falowała i lekko fosforyzowała błękitem. Cisza, spokój, ciepło, nad głową czarne niebo a powolny rytm uderzeń liczył czas do końca godziny.
   Wyszedłem bardzo zrelaksowany, w ostatniej minucie. Nie chciałem jeszcze iść, i nawet nie przez pogodę. Po drodze z samochodu do domu pogwizdywałem wesoło. Sąsiadka, która snuła się z psem pod klatką- byle bliżej- popatrzyła na mnie jak na wariata.
  Pogoda urocza, jak mówiłem! A! Zdjęcie- puchy i blondyna. Mam nadzieję, że Andy się nie obrazi 

piątek, 26 października 2012

Cool


   Trzeci dzień słucham "Libertango" w przeróżnych wykonaniach. O dziwo, co odkryłem przed chwilą, temperamentem największym wykazała się KAYAH. Chwała, Sława  Przekonany byłem, że to jakaś grubymi milionami zmotywowana sława międzynarodowa do Bondowego filmu kawałek nagrała. Polecam, jeśli klimat wam odpowiada. 

   Dziś byłem na koncercie tanga argentyńskiego w synagodze. 
Jak zwykle akustyk musiał na głowie stawać a i tak na początku było ciężko. Zespół za to rewelacyjny. Klimat świetny. Grali trochę swoich autorskich, i trochę aranży tradycyjnego tanga- nie żebym się znał... cytuję Fajnie pocinali na czterech akordeonach, poza tym silna ekipa smyczkowa i fortepian. 
Jak dla mnie wokal bardziej do teatru się nadawał trochę, ekspresję w każdym razie miał dużą Dziewczynom się podobało ponoć. Zresztą.. taki pan macho prosto z Buenos Aires w czerwonej koszulce i czarnych spodniach.. klimatycznie się na scenie prezentował. 
Ogólnie malowniczy byli, i oko się cieszyło wespół z uchem.
Zdjęć nie robiłem, pooglądacie se w gazetach  tak tylko, żeby było do czego opis zrobić kliknąłem w telefon. 

   Fajnie bo tanio, a nawet miejsce siedzące miałem.
Śmiesznie, bo prosto ze ściany na kulturę pojechałem, dobrze, że na Fpince warun jest sanitarny 

   Wcześniej zrobiłem ostatnie zakupy w ramach urodzin moich, i mam mikrofon, statyw i interfejs nowy  tylko o słuchawkach na dużego Jacka nie pomyślałem, nagrałbym wam coś na nowym sprzęcie  I znowu- nie żebym umiał, ale sprzęt jest to pomęczę. Kto nie chce, może nie słuchać, prawda?  To już jutro.. chyba że po treningu ruszyć ręką nie będę mógł. 

   Nie wiem jak Wy, ale ja z niecierpliwością czekam jutra.. czyli dzisiaj właściwie  Jak co dzień. Bo jutro zawsze jest tyle świata do odkrycia, nie? Tyle do stworzenia i do zepsucia (ech!) Takie życie. Się zepsuje, to się naprawi. Kto, jak nie my. Positive way!

środa, 24 października 2012

Stuk!


No i klamka zapadła. Własny Breedlove całkiem niezużyty, piękny, dźwięczny, z kabelkiem i stroikiem, najdroższymi strunami i całkiem fajnym firmowym pokrowcem. Strach zabierać gdzieś bo zepsują! 

wtorek, 23 października 2012

Sernik.


Taka mnie naszła refleksja z rana: znam tylu wspaniałych ludzi i oni wszyscy są mi życzliwi. Mówiłem wam już, że jesteście fajni?  Kocham Was wszystkich! Podkarmianie sernikiem co prawda uważam za dywersję, ale pójdzie w mięśnie, nie? Gorące kakao! Buziaki.

piątek, 19 października 2012

High five!


   Dziś po drodze z pracy spotkałem kilku przyjaciół. Zaprosiłem ich do mnie, powspominamy, jakie przygody razem przeżyliśmy. Zdawało mi się co prawda, że zostawiałem porządnie posegregowane w pudłach, ale może to złudzenie było. Łatwiej za to dało się wejść na trzecie piętro. Gdzie ja ich pousadzam teraz...

czwartek, 11 października 2012

Mamuty


   Podsumowanie dzisiejszego dnia- Koło! Siła! Kolacja....
   Przywiozłem biurko nowe, wypasione takie, że mi się mordka cieszy na myśl o ustawianiu tego grzmota i zapełnianiu skarbami. Ledwo się zmieściło do mojego ładownego samochodu- ale teraz mam blatu na jakieś 3 kompy i obiad jednocześnie (160x85cm). Nie spodziewałem się tylko że będzie tyle ważyć. Pakowanie do wozu jakoś poszło, wnoszenie na 3piętro zajęło 10 minut walki.Siła!
   Byłem na Grunwaldzie w zagłębiu rowerem, a potem na ścianie. Rezultat- nowa zajefajna czapka w sam raz na baldy i nadchodzącą aurę. Wracałem już w czapce, i doceniam.. Dzięki Monia.
Znacie ten tekst?: "A czy Natura w kolebce Myślała o tym dokładnie Po co jej wielkie mamuty? Ani wygląda to ładnie, Ani z nich skóra na buty. Nie ma co pytać kolego, Robiła i tak jej wyszło..." (cytat z pamięci więc może być niedokładnie)
   Tak mi się skojarzyło, bo lubię, śpiewamy go czasem Mamie naszej (czyli Mamutowi kolokwialnie) a tak serio oczywiście i Mama i Czapka są rewelacyjne (Mama nawet jeszcze lepsza). Czapka też Mammuta
  Biurko kwalifikuje się do mamutów z racji rozmiaru, wagi i, być może, wieku. 
Wracając z panelu odwiedziłem siostrę na chwilę. Nie pograliśmy co prawda na Wii, ale zjadłem pomidora, 3 śliwki, jabłko i jedną bardzo chudą drobiową kiełbaskę. 
Generalnie wieje już na rowerze i trzeba w rękawiczkach jeździć  Najlepiej futrzanych, z mamuta