środa, 11 lipca 2012

Poziomki


   30 stopni upału codziennie, 104 kilometry i piekielne roje GZÓW.. brrr 
 nadawały tempo.
Było po prostu rewelacyjnie!
Najdłużej pewnie będę pamiętał poziomki, prysznic pod wodospadem i rozkładanie się na cmentarzu.
Bo jak to zapomnieć:
Wieczór upłynął jak zwykle przy gitarze, i nie do końca jak zwykle przy wiśniówce i jagodówce- w związku z czym wstałem rano pierwszy.
   Wprosiłem się koleżance na spacer.
Poszliśmy szukać zasięgu (mało romantyczne ;)) który ponoć objawiał się koło cmentarza. Cmentarzy w okolicy jak mrówek, ale trafiliśmy na bardzo sympatyczny, położony w 1/3 łagodnego zbocza porośniętego wysoką trawą. Zasięg był, ale okazało się że musimy godzinkę poczekać na odpowiedź.
Poranne słońce suszyło resztki rosy, drewniane krzyże z charakterystycznymi daszkami rzucały wyraźne cienie, a my dla zabicia czasu poszliśmy szukać poziomek.
Poziomki rosły wyżej, przed nami roztaczał się widok na dolinę, dołem wiła się dróżka a horyzont zamykały brzuchy beskidzkich grzbietów.
   Szukanie aromatycznych, czerwonych drobin wśród zieleni wciągało. Czasem zawiał wiaterek, słonko prażyło, poziomki rozpływały się na języku.
W pewnym momencie dobiegł nas głos. Ba! żeby to.. Zaśpiew łemkowski niósł się doliną i zbliżał do nas klęczących w trawie. Z góry dobiegać zaczął brzęk dzwonka i beczenie stada owiec. Śpiew umilkł niestety gdy baca nas zobaczył, ale te kilka chwil było magiczne.
Zresztą dalej też było fajnie. Wesoło posłuchać jak się sympatyczna krakowianka przegaduje z chłopkiem zaciągającym góralskim akcentem
  Zostaliśmy jeszcze chwilę, a potem zeszliśmy w ślad za owcami w dolinę. Dogoniliśmy je nawet i miło się szło patrząc na to kłębowisko młodych i dorosłych, już nie do końca białych zwierząt. 
   Baardzo fajny spacer. Poziomki!