Wiele fascynujących, intrygujących i niespodziewanych wydarzeń spotkało mnie ostatnio.
Mniej, lub bardziej pozytywne, wszystkie niosą ze sobą doświadczenie.
Dobrze jest doświadczać, bo w końcu to jedyne co mamy zawsze i napewno.
Siebie, ukształtowanych w dużej mierze tym, co napotkaliśmy na swej drodze (!).
"Życie cię wybrało, ale masz prawo odrzucić wyzwanie. Jaki byłby świat bez dzikich
winogron i jesiennego dżdżu? Czym stanie się droga bez pyłu i stal bez rdzy? Kim
staniesz się ty bez ludzi? Sobą.
Nie pytano nas, czy chcemy żyć. Ale tylko nam dano wybór drogi. Chwyć swoją drogę, złap swój wiatr. Nawet jeśli świat stanie się równiną, ty musisz być skałą. Dopóki jest światło, możesz rzucać cień. Dopóki jest słońce i powietrze, zawsze będzie wiatr. To dobrze, że czasem wieje w twarz."
Księga Gór- "Lord Z Planety Ziemia"
Chwilowo trochę więcej czasu na lekturę znalazłem, bo poturbowany nie mam szans na aktywności ruchowe. Dziś drepcząc po pokoju "żeby rozchodzić" trafiłem przed ekran, między dzieciaki próbujące wycisnąć jeszcze więcej zabawy z konsoli ze sterownikiem video. Doczekałem się komentarza, że nie mają gry o zombie. Na szczęście komentarz był od żywych, a nie od maszyny :D.
Pisałem już, że wygrałem wspaniały weekend w Krakowie w wyśmienitym towarzystwie. Gdzieś tam nadmieniałem, że to moja pierwsza wygrana w życiu, ale fakt jest taki, że największą wygraną w moim wypadku jest wspaniała rodzina i rewelacyjni przyjaciele. Dziękuję za to często i dziwię się, że wszyscy są dla mnie tak dobrzy ciągle. Kocham was.
Z poznaną ekipą napewno będziemy utrzymywać kontakt, choć w ten piątek nie mogłem się z Nimi spotkać. Wybaczcie, coś mi stanęło na drodze ;)
Następny weekend też był wesoły. Koleżanka poprosiła w sobotę o asystę przy zakupie butów wędrówkowych, na co zgodziłem się z ochotą. Ostatnio coraz częściej goszczę na outdoorowym zagłębiu. Rozpoznaję ekipę, ciekawe, czy oni mnie też. Szkoda, że do Outdoorpro jest tak daleko. Fajna koleżanka tam pracuje. Na Fpince się widujemy czasem. Fajna, znaczy zajęta pewnie ;). Po wycieczce butoznawczej (owocnej, dodajmy) poszliśmy do Tralalala na superlody, ale po drodze zapachniała nam pizza. Czasem można przecież. Od słowa do słowa, kumpela zorganizowała mi niedzielę w postaci wyjazdu w góry (na rozchodzenie butów- vide poprzedni post). Dodała jeszcze, że nocuje jednego takiego Chorwata i zabierze go z nami.
Chorwackiej braci okazało się sztuk trzy. Matej fajne fotki robi, Deni włazi gdzie się tylko da, a Zlata jest po prostu zjawiskowa. Lubię chyba blond warkocze ;). Chłopaki zawitali do Wrocławia w drodze powrotnej z Norwegii, gdzie spędzili kilka dni na dzikim noclegu w parku narodowym. Wracając postanowili odwiedzić Zlatą, kuzynkę Mateja, którą na Dolny Śląsk przywiał Erasmusowy wiatr. Nocleg załatwili sobie za pomocą couchsurfingu, i tak przecięły się nasze drogi. Oprócz zagranicznej, towarzyszyła nam również wrocławska ekipa, zgraliśmy się wszyscy i zabawa była cudowna. Świetni ludzie, mam nadzieję, że jakoś utrzymamy kontakt, a przy obecnej globalnej wiosce nie będzie to chyba trudne. A angielski sobie odświeżyłem, choć wygląda, że trzeba trochę popracować nad nim.
Dużo jeszcze udało się upchnąć w te kilka dni. Przez chwilę miałem dwa rowery i dwa kłopoty- po pierwsze jedna zapinka to za mało, a po drugie nowszy rower ma wentylki rowerowe.Drobiazgi rozwiązują się same :D Już mam jeden rower, a dętkę muszę zmienić, to założę samochodowy ;). Dwa razy naprawiałem samochód, w tym raz własnym potem i krwią, miałem okazję podelektować się potrawami amerykańskiego grilla, odwiedzałem przyjaciół dawno i niedawno widzianych, wspin w sokołach kolejny zaliczyłem, dostałem zaproszenie na kajaki, żagle, beskidowy trekking i majsterkowanie w leśnym siedlisku. Ten tydzień zapowiada się spokojniej. Facebookowe konsultacje pozwoliły właśnie odkryć że, poza wszystkim, jeszcze obojczyk mam złamany chyba. Zrośnie się :D Siła.
Jest jak jest. Raz lepiej, raz lepiej. :D