środa, 11 czerwca 2014

Jedna

   Dziś tęskno mi było i smętnie. Takie nastroje najlepiej wybiegać ale duchota przed burzą ogromna i salsa o 20. Na basen też nie zdążyłem ale przynajmniej obiad wreszcie zjadłem. Po drodze na zajęcia minąłem koleżankę z grupy sunącą na swym holendrze w przeciwną stronę. Zamieniłem z Nią dwa słowa ale jakoś tak smutno. Wypisała się właśnie z zajęć. Szkoda, pewnie nie będzie okazji się widywać za często. 
   Pogłębiło mi się i taniec nie pomógł na długo. Wracałem do domu w żółwim tempie licząc róże, parasole i warkoczyki. Zatrzymałem się przed kościołem na Ostrowie, oparłem o Papieża i podziwiałem czarną bryłę budowli na tle ciemniejącego nieba. Wokół śmigały z piskiem chmary czarnych jaskółek. Stałem tak próbując w dźwiękach odnaleźć jakiś cel. Powoli przeszedł latarnik zapalając po kolei gazowe latarnie wzdłuż ulicy. Pod czarnym płaszczem miał koszulkę z krótkim rękawem i wachlował się czarnym kapeluszem. Również powoli rozjażyły się reflektory rzucając pomarańczowe światło na ceglaną elewację. Straciła swój mroczny urok, a czarne ptaki zamiast zajmować się mrocznymi sprawami zaczęły uwijać się wokół gniazd zbudowanych w starym murze. 
   Wsiadłem na rower i pojechałem dalej poskrzypując i popiskując z cicha mechanizmami. Całkiem jak te jaskółki popiskiwałem.  Nie chciało mi się wracać jeszcze więc zacząłem jeździć wokół rynku i oglądać ludzi. Głównie tę ładniejszą część, nie ma co ukrywać. W końcu facetem jestem, a jest co oglądać. W ten sposób pielęgnuję swoje tęsknoty siedząc na ciepłych kamieniach u stóp Fredry. Przez chwilę widziałem tancerzy ognia i tacy byli ubrani na czarno, na czarnych rowerach.. tacy sztuczni w porównaniu z księżycem przesłoniętym chmurą. W porównaniu z jaskółkami. Nawet z tymi jaskółkami z roweru. Nawet z panem latarnikiem. W ramach liczenia parasolek policzyłem ładną, malutką panią blondynkę z różową parasolką krzątającą się po rynku i nagabującą samotnych bądź grupowych panów w celu zaproszenia ich do klubu gogo. Mnie nie nagabywała. Widocznie nie ten profil. Chyba nie wyglądam na bywalca barów. Dziwne. Prawie nowe jeansy, koszulka z kołnierzykiem.. Może to przez plecak albo rower, a może tę moją twarz zdrowego kleryka. Pouśmiechałbym się. Nawet służbowo. Dzisiaj. Cóż. Czas pożegnać hrabiego i ruszać do domu.