sobota, 27 września 2014

Refleksja


   Kilka dni temu biegłem piękną ścieżką, moją ulubioną ostatnio. Przemoknięty byłem od pasa w dół a w butach wody po kostki bo w trekach biegałem ze względu na deszcz. Mój błąd ;) Motywacji już nie miałem, słuchałem sobie lekcji norweskiego i nagle naszła mnie taka refleksja o spełnieniu marzenia. Wtorek to był, ręce trochę pamiętały jeszcze poniedziałkowe wspinanie i sobotnią pracę przy wyrębie lasu. Tak klimatycznie, siekierą. Frajdę miałem całkiem dużą przy takim niecodziennym zadaniu choć pęcherze jakieś się pojawiły nawet. Dzicz, samotne machanie toporem wśród skał, piękna pogoda i wiatr.
   Wracając do refleksji- ścieżka wzdłuż wybrzeża biegła, wiła się między wzgórzami czasem, odsłaniała co chwilę urocze zakątki w sam raz do wyczekiwania wschodu słońca albo wieczoru przy ognisku. Surowo i malowniczo. Te moje spracowane dłonie, wiatr, morze, skały, chłosta odebrana przed chwilą od natury, dawały mi wielką radość. Stanął mi przed oczami mój ukochany kiedyś komiksowy bohater. Właściwie chyba wszystkie moje pasje miały zaczątek w tej lekturze. Wspinaczka jako świadectwo jakiejś niesamowitej wytrzymałości i zwinności, łucznictwo, żeglarstwo, muzykowanie, nawet ciągoty do rysunku a później fotografii zakiełkowały w moim małym pudełku marzeń podczas pochłaniania kolejnych zeszytów niesamowitych historii o prostym rybaku z północy. Może też to utrwaliło moje, jakie by nie były, zasady moralne.. Może dlatego właśnie kocham drewno i uwielbiam haftowane, ludowe detale prostych ubrań. No i Aaricia ;) Bo chyba domyśliliście się że o Thorgala chodziło :D Teraz na każdym kroku dostrzegam obrazki z tego świata. Wąwozy, samotne, powykręcane drzewa, wszechobecne łodzie,  podejście ludzi z północy do wychowania dzieci(nauka życia a nie wiedzy książkowej w szkole, przyzwyczajanie od małego do samodzielności, spacery w trudną pogodę od przedszkola) i do siebie (nie ma złej pogody- jest złe ubranie) i to drewno wszędzie..
   Trochę mnie zdziwiło że ten pociąg był taki nieświadomy, że nie potrafiłem powiązać tego co lubię, co mi się podoba, z miejscem na świecie w którym chcę być. Jakieś przebłyski miałem, ale bardzo nieśmiałe. Może po prostu nie wierzyłem że takie miejsce jeszcze istnieje :)
   Tymczasem zaniedbałem się trochę- historii kilka już pewnie zdążyłem zapomnieć, ciekawe (albo i nie) spostrzeżenia umykają niezapisane i nawet facebookowe zabawy mnie nie ciągnęły za bardzo.. Swoją drogą o ulubionych książkach napewno napiszę bo to fajne jest i cieszę się że kogoś mogło zainteresować moje zdanie. Dzięki Justyna ;)
Kilka razy zdarzyło się tak że miałem ochotę coś napisać więc wyciągałem z plecaka kalendarz z ostatnich mikołajkowych prezentów (bardzo dobrze mi służy i zawsze mam dla niego miejsce) i skrobałem, nawet czasem kilka stron. Oczywiście potem już, gdy emocje odpływały zapominałem albo stwierdzałem że bazgroły te są do niczego, ale sam fakt pisania bywał całkiem fajny. Jedna z przygód oczekiwała dalszego ciągu ale chyba już się nie doczeka.. może i dobrze bo miałem złe przeczucia :D ale o tym za chwilę.
Z wieści bieżących na ściance kolega potwierdził formalnie że potrafię asekurować i wyrobił mi kartę potrzebną tutaj na panelach (choć ponoć nie niezbędną) zwaną brattkort. Wypełniłem niezbędne formularze, zapłaciłem i czekam aż mi przyślą. Jakoś nie mogę się wybrać żeby w banku wyrobić konto norweskie bo ciągle w pracy jestem, a to potrzebne do dostępu do portalu podatkowego jest, więc trzeba będzie. Nici też wyjdą z planu by przyjechać tu polskim samochodem bo według przepisów celnych mogę jakiś niezmiernie krótki czas na polskich blachach jeździć jeśli tu pracuję i jestem singlem.
Jeszcze muszę załatwić identyfikatory budowlane dla siebie i kolegów, bo takie tu wymogi w pracy, więc portfel spuchnie w plastikowe prostokąciki. Miałem zamiar dziś uciec w góry ale wczoraj wieczorem upiekłem batony muesli w ramach suchego prowiantu i się niestety okazały niejadalne :D Człowiek uczy się całe życie. Dziś kupiłem produkty do wznowienia produkcji ale cały wieczór książkę czytałem więc nici z pieczenia. W poprzedni weekend byłem oglądać okoliczne skały bo dostałem topo od kolegi poznanego na ścianie w Mandal. Przy okazji trafiłem na cudowną zatoczkę w sam raz do biwakowania (z resztą kilka namiotów tam stało), z toaletą nawet, lasem całkiem jak z harcerskich obozów i plażą. Norweskie namioty wyglądają jak tipi. Ciekawe jak jest w środku. Ja przywiozłem pożyczoną od Piotrka norkę gore-texową ale jeszcze nie było okazji wypróbować. Wczoraj wracając z Mandal widziałem rowerzystkę która zapakowała sprzęt biwakowy i ruszyła w trasę. Dziś jadąc do pracy znów ją minąłem (20 kilometrów dalej). Chyba wybierałą się na naszą latarnię. Fajny pomysł w sumie tak popedałować z domem w plecaku. Koniecznie muszę sobie tu jakiś rower znaleźć. A z planowanych zastosowań namiotu jeszcze chciałem wyleźć na te najbardziej znane miejscówki norweskie takie jak preikestolen czy kjerag i tam przenocować przy okazji robiąc jakieś fajne zdjęcia. Plan jest tylko batony mi się spaliły ;) Następne się udadzą. Jutro.
Aaa z niemiłych niespodzianek to transfer w modemie mi się skończył i przez parę dni będzie zamulało a dysk z archiwum zdjęciowym mi padł. Mam nadzieję że się uda odzyskać te wszystkie fotki.








1 komentarz: